sobota, 18 września 2010

Obiad nie tak szybki, czyli curry z kurczaka









Bardzo lubię curry z kurczaka robione na mój sposób, ale obrzydza mnie i irytuje jedna wstępna czynność przy jego przygotowywaniu - wycinanie i wyciąganie drobnych kostek i ścięgien z podwójnej kurczaczej piersi. W sklepie nazywana jest ona filetem z kurczaka bezpodstawnie, bowiem prawdziwy filet z ryby, ptaka czy ssaka nie wymaga wyciągania z niego żadnych ości ani kości (fot.1). Po tej obrzydliwości kroję mięsko w kawałki jak na gulasz i w misce wkładam na razie do lodówki. Następnie rumienię w płaskim garnku lub na dużej patelni posiekaną cebulę i wrzucam kawałki kurczaka. Gdy robią się białe, dosypuję curry z torebki. Zawsze zużywałem 1/2 - 2/3 opakowania, ale tym razem wsypuję całą zawartość (27 g) i odrobinę soli (fot.8). Dodaję margaryny lub oliwy z oliwek, ponieważ całość z proszkiem curry bardzo gęstnieje. Podsmażam to przez kilka minut, następnie wlewam zawartość puszki "Pelati" z krojonymi pomidorami (400 g). Dzisiaj też wyjątkowo dodaję prawie całą puszeczkę koncentratu pomidorowego (60 g) i 4 ząbki czosnku. Dolewam trochę przegotowanej wody i duszę kilka minut. Potrawa jest gotowa, ale nie tak czerwona, jak na przebarwionej fotografii nr 9. Jest bardzo intensywna w smaku, co może cieszyłoby Ayano, bo jej delikatna buzia lubi pikantności.

3 komentarze:

przewodnikpokrakowie pisze...

Też nie cierpię tej wstępnej obróbki. Zaczęłam nawet kupować (i mrozić na zapas) pojedyncze filety, że niby tam kostek nie będzie, ale te kurczaki nie dały się przechytrzyć :)

bogayan pisze...

W Japonii filet to filet. Po powrocie stamtąd przez miesiąc muszę przywykać do negatywnych różnic, np. fatalnego zachowania personelu w niektórych sklepach, głupiego cwaniactwa naszych "handlowców" nie mających pojęcia co to jest kupiecki honor itp.

przewodnikpokrakowie pisze...

Cóż, to są właśnie te różnice kulturowe :)