czwartek, 18 czerwca 2009

Spacery



We wtorek byliśmy z Ayano na wernisażu Zbigniewa Warpechowskiego w budynku po starej elektrowni na ulicy Nadwiślańskiej. Wystawa poświęcona była całemu dorobkowi tego prekursora performance'u w Polsce i nie tylko. Przedsięwzięcie to udało się zrealizować (i ocalić mnóstwo materiału z taśm VHS, przenosząc na nośniki cyfrowe) dzięki ogromnej pracy pani Barbary Maroń i jej męża Artura Tajbera, oraz pracownicy powstającego Muzeum Tadeusza Kantora, której nazwiska (przyznaję ze wstydem) nie zapamiętałem. Dzień wcześniej pojechaliśmy do Otwartej Pracowni na wykład Zbigniewa Warpechowskiego pt. "Wolność" i tam dowiedzieliśmy się o wtorkowym wernisażu.
W środę pojechaliśmy na Salwator, żeby na tamtejszym cmentarzu zapalić lampki na grobach Stanisława Lema, Wiesława Dymnego i przyjaciółki Ayano - Joasi S. Na cmentarzu obserwowaliśmy ciemnobrązową wiewiórkę, która została sportretowana, tak jak i kot koło dawnego sadu. Ayano w szpalerze drzew ulicy Waszyngtona nagrała śpiewające kosy, a potem dwa kłócące się poirytowane kosy z akompaniamentem stukającego młotka i szczekającego psa. Po zejściu z Salwatora była jeszcze okazja nagrania dzwonów kościoła Norbertanek, ale przedtem zjedliśmy po ciachu i wypiliśmy kawę (Ayano) i piwo (ja) w uroczej kawiarence "Zwierzyniec" ( w ubiegłym roku "Cztery Pory Roku"). Potem zaszliśmy do znanej nam z felietonów kulinarnych Wojciecha Nowickiego amerykańskiej kawiarni-cukierni "More Than A Cookie" przy ulicy Syrokomli. Nie mieliśmy już w brzuchach miejsca na nastepne ciacha i napoje, ale kupiliśmy "na spróbunek" do domu dwa ciastka typu "brownie". Jedno na bazie masła orzechowego, drugie czekoladowe. Oba intensywnie słodkie, a to "masłoorzechowe" niesamowicie skondensowane w smaku, dla mnie do zjedzenia na raty. Na ciasto marchewkowe nie daliśmy się Amerykaninowi namówić, choć bardzo się starał.
Natomiast dzisiaj (czwartek) przed południem poszliśmy kawałek drogi do sklepu ogrodniczego, gdzie "nabyliśmy w drodze kupna" krzew piwonii i preparat zakwaszający ziemię dla naszych hortensji. Ayano zasadziła piwonię i zakwasiła glebę, a po południu (i obiedzie) poszliśmy na kiermasz-wielką wyprzedaż porcelany stołowej, gdzie również "nabyliśmy w drodze kupna" garnuszek z uszkiem na herbatę, kawę, tudzież zupę typu "gorący kubek", oraz dwa talerzyki deserowe (na zdjęciach u góry). Potem spacerowaliśmy po okolicy, czyli na tyłach ulicy Wielickiej.
Musieliśmy trochę wcześniej wrócić do domu z powodu uwierającego mnie letniego obuwia, a jutro dam ngom odpocząć z powodu sobotniego wyjazdu do warszawy, gdzie trzeba będzie trochę się pieszo powłóczyć.

Brak komentarzy: