poniedziałek, 25 października 2010

Co polskie, to polskie

Wreszcie kupiłem w kiosku porządny polski pędzel do golenia z prawdziwego borsuczego włosia. Ten stary nie jest wcale taki stary. Kupiłem go w najbliższym i nielubianym już sklepie. Najpierw przyniosłem do domu pierwszy pędzel, który przy namydlaniu twarzy od razu się rozleciał. Popaprany mydłem i wściekły pobiegłem z powrotem do sklepu żądając wymiany żałosnego przyrządu. Z wielką łaską wymieniono mi "to" na trochę inny, ale w tej samej cenie - też chiński wyrób. Wróciłem do domu, ogoliłem się normalnie, ale pędzel rozleciał się w dniu następnym. Całe sklejone włosie wyleciało z uchwytu. Nie miałem ochoty wykłócać się znowu w sklepie, więc przykleiłem to marne włosie klejem błyskawicznym i tak już zostało na parę lat. Aż do dzisiaj.

Brak komentarzy: