Jestem teraz unieruchomiony w domu chorobą, która jak na złość zaatakowała mnie prawie równo z przyjazdem Ayano. Zdążyłem tylko pojechać po nią do Warszawy i połazić po stolicy we trójkę z naszą przyjaciółką - kosmopolityczną spolonizowaną Austriaczką. Po tym wypadzie odbyliśmy jeszcze kilka spacerów po Krakowie i na tym niestety koniec. Ayano robi zakupy, załatwia recepty i leki, sama wychodzi na spacery i odwiedziny znajomych. Jest mi przykro, ale nie mogę popadać w depresję, bo mój ogólny stan na pewno by się pogorszył. Dużo rozmawiamy, komentujemy prezydenckie wybory i mecze Mundialu. Wspólnie kibicowaliśmy drużynie japońskiej w 2 meczach (na razie). Przełamałem się i wreszcie coś napisałem; myślę że na tym nie koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz